czwartek, 26 czerwca 2014

I'm Padmé #11


Leia
-Gubernator Tarkin.-powiedziałam-To pan trzyma Vadera na smyczy. Wyczułam na pokładzie złowrogi odór.
-Urocza do ostatniej chwili. Niczym matka.-powiedział Gubernator Tarkin-Z żalem podpisywałem wyrok śmierci.
-Miałeś odwagę sam podjąć decyzję?
-Księżniczko, przed egzekucją chciałbym zaprosić na ceremonię oddania do użytku tej oto stacji bojowej. Już nikt się nie sprzeciwi Imperatorowi.
-Im silniej zaciśniesz szpony, tym więcej układów stracisz.
-Ale nie po tej demonstracji siły. To ty wytypowałaś planetę, którą pierwszą czeka zagłada. Skoro odmawiasz podania lokalizacji bazy Rebeliantów, przetestujemy siłę rażenia na twoim ojczystym Alderaan.
-Nie! Alderaan jest neutralny! Nie mamy broni!
-Wolisz inny cel? Militarny? W którym układzie? Męczy mnie zadawanie pytań. Ostatni raz: Gdzie jest baza Rebeliantów?
-Na Dantooine. Jest na Dantooine.
-Widzisz, lordzie Vader? Zmądrzała. Kontynuować, ognia , jak będzie trzeba.
-Co?
-Jesteś zbyt ufna. Dantooine jest za daleko, by nasz pokaz odniósł skutek. Ale z nimi też się rozprawimy.
Zielony promień strzelił w moją rodzinną planetę. Alderaan przestał istnieć. Tak jak moje ulubione miejsca w nim, oraz straciłam matkę. Na zawsze.












Padme
Poczułam zakłócenia w Mocy. Ale nie tylko ja, Obi-Wan również.
-Dobrze się czujesz?-powiedział Luke do Obi-Wan'a.
-Odczułem zakłócenia Mocy.-powiedział Obi-Wan-Jakby krzyk przerażenia z milionów gardeł, a potem cisza. Stało się coś strasznego. Lepej wróć do swoich ćwiczeń.
-Już po strachu.-powiedział Han, wchodząc do pomieszczenia-Mówiłem, że ich prześcignę. Nie dziękujcie wszyscy naraz. Będziemy na Alderaan około drugiej.
Świetnie.


***
-Śledził nas!-powiedział Luke, po przeleceniu przed nami myśliwca Imperium.
-Ma za mały zasięg.-powiedział Han.
-Są tu jakieś bazy?-powiedział Obi-Wan.
-Spieszy mu się.-powiedział Luke-Możemy mieć kłopoty!
-Chewi, zakłóć jego transmisje.-powiedział Han.
-Zostaw jest poza zasięgiem.-powiedział Obi-Wan.
-Do czasu.
-Mały myśliwiec tak daleko się zapuścił?-powiedziałam.
-Widać zgubił swój konwój.-powiedział Luke.
Co? Jaki konwój?
,,Tak, to taka grupa ludzi lub pojazdów która...''
Solo! Tylko ja mogę się wkradać ludziom do głów!
Spojrzałam na miejsce pilota, zauważyłam, że Solo się uśmiecha.
-Nikomu nie opowie, że nas spotkał.-powiedział Han.
-Leci na tamten księżyc!-powiedział, a raczej krzyknął mi do ucha, Luke.
-Nie doleci. Już go mam.
-To nie księżyc.-powiedział Kenobi-To stacja kosmiczna.
-Za duże na stację!-powiedział Solo.
-Mam złe przeczucia.-powiedział mój syn.
Nie ty jeden, Luke.









***
-Nic tam po was, chłopcy i Padme.-powiedział Obi-Wan-Muszę iść sam.
-I tak zrobiłem więcej, niż przewidywała umowa.-powiedział Han.
Ojej. Bo przepracujesz się zaraz.
,,Ej!''
No co? Mówie ci szczerą prawde, robociku Solo.
,,Nie nazywaj mnie od zardzerwiałych puszek!''
Spokojnie, spokojnie. Złość piękności szkodzi.
-Ja też chce iść!-powiedział Luke.
Nie, nie, nie. Luke, nie zostawiaj mnie samą z tym robotem Solo!
,,No wiesz co!''
Nie pytałam cię o zdanie, Solo.
-Zostan i pilnuj robotów.-powiedział Ben-Ich bezpieczeństwo to gwarancja, że nikt nie podzieli losu Alderaan. Drogi naszych losów rozchodzą się. Moc będzie z  tobą...już na zawsze.
I Obi-Wan wyszed.
-Święte słowa, Chewie.-powiedział Han--Gdzie wykopałeś tę skamieline?
Jesteś szczery do bólu, Solo.
,,Bo taki już jestem.''
-Ben ma wielki dar.-powiedział Luke.
-Ściągania kłopotów.
-Ejej!-powiedziałam-Panowie spokój. Zachowujecie się jak baby w wieku nastoletnim.
-Wcale,że nie!-powiedzeli równoczesznie Luke i Han.
-Dobra.-powiedziałam-Zostawie was na godzinke, góra dwie. Po musze coś załatwić.
Odwróciłam się do nich tyłem, już miałam przycisnąć na panelu drzwi ,,Otwórz''. Gdy poczułam, że ktoś łapie mnie za ręke. Odwróciłam się. Za ręke trzymał mnie mój syn, Luke.
-Zostań.-powiedział blondyn.
-Nie moge, Luke. 
-Dlaczego?
-Jesteś za młody, żeby to wiedzieć.
-Proszę, powiedz mi.
-Liczą się losy życia i śmierci, twego ojca.
-Ojca?
-Tak.
-Nie rozumiem.
-Luke. To jest moja sprawa i proszę nie mieszaj się w nią. Bo mogę cię stracić. Znowu. Ale teraz na zawsze.
-Um. Okey.-powiedział Luke, puścając moją ręke.
Poczułam  miłą obecność w Mocy. Pyskatej, kochanej, takiej jak ojciec. 
-Leia.-powiedziałam.
-Kto?-powiedział Luke.
-Księżniczka, jest tu.-powiedziałam i następnie wyszłam.


Luke
-Nie jesteś za niski jak na szturmowca?-powiedziała księżniczka.
-Ach, kombinezon.-powiedziałem, ściągając hełm-Jestem Luke Skywalker, przybywam z pomocą.
-Kto taki?
-Jestem z Benem Kenobi.
-Z Benem Kenobi? Gdzie on jest?
-Chodź!








Padme

Ciemna postać z maską. Strach całej Galaktyki. Darth Vader. Uczeń Imperatora. Lord Sith... 


Stałam twarzą w twarz z Vader'em. Słychać było tylko  głośny odech Darth'a. 
-Ani...-przerwałam cisze.
-Anakin Skywalker nie żyje.-powiedział Vader, swym sztucznym głosem.
-Zmieniłeś się.
-Ty prawie wogóle się nie zmieniłaś.
-Tak.
-Co ty tu robisz?
-Ratuje Leia'e.
-Księżniczke? 
-Tak.
-Ty i Rebelia?
-Anakin! Co ty taki ciekwaski?
-Nie jestem Anakin! Jestem Lord Vader!
Była to chwila, kiedy miecz świetlny Vader'a, styknął się z moim mieczem świetlnym.






_________________________________
Ha! Udało mi się! Dodany rozdział! Sorry, że nie dodałam, ale jestem LENIEM.
Akcja nam się troche rozkręca.

Max. 3 komentarze-rozdział w niedziele!

NMBZW!